Польска-руская кніга-білінгва
Posilili się, wiążą chrust, czas do domu wracać. Dawniej było przy tym stękania dość, trudno i zadać sobie ów ciężar na plecy, trudno go i dźwignąć, i iść z nim.
Полакомившись, увязали хворост: пора и домой возвращаться. Только раньше они, бывало, хнычут, кряхтят, охают: нелегко ведь такую тяжесть на спину взвалить и дотащить до дому.
A teraz te brzemionka tak lekkie się zdawały, jakby połowa ciężaru ubyła.
А теперь они и не чувствуют ноши, словно она вдвое легче стала.
— Chyba tego chrustu dziś mało — mówił Wojtuś — że tak lekko iść?
— Наверное, мало мы сегодня набрали, уж больно легко нести, – заметил Войтек.
A Kubuś na to:
— Albo my po tych orzeszkach i po tych jagódkach tak zmocnieli?…
Zamilkł i po chwili znów rzecze:
— Wojtuś!
— А может, у нас сил прибавилось от ягод и орехов? – сказал Куба и, помолчав, добавил: – Войтек!
— A co?
— Чего?
— Nie powiadaj w domu o tym królu, com go widział, bo tatuńcio znów rzemienia wezmą…
— Не говори, что я короля видел, а то отец опять за ремень схватится…
— Co bym miał powiadać!
— Не скажу!
I tak wracali do domu.
И они весело возвращались домой.
Spotkały ich czasem baby w drodze, to stawały i patrzyły za nimi.
Деревенские бабы, встречая их на дороге, останавливались и смотрели вслед.
— Skrobkowe chłopaki albo nie Skrobkowe? A cóż oni się tak odmienili w sobie? Wybielało to, porosło. Jakby nie te!
— A cóż się tam dziwić! Możeć tam matczysko u Pana Jezusa uprosiła, że ją do dzieci puszcza i nocą to sieroctwo pielęgnuje.
— Bo nie co…
— Jużci że nie co!
— Петровы, что ли, ребятишки? И не узнать! Подросли, побелели. Будто и не они!
I kiwając głowami, szły dalej. A nikt nie wiedział, że to król Krasnoludków tak o te sierotki zabiegał, żeby się za gościnę odwdzięczyć.
Покачают головой и пойдут дальше. И никому невдомёк, что это король гномов о ребятишках заботится в благодарность за гостеприимство.
Ale to odwdzięczenie małym się staremu królowi zdawało, prawie żadnym. Tak wdzięczne serce miał. Myślał tedy, przemyślał, jakby tu ubogiego Skrobka do pracy około pólka owego zwabić i w tym mu dopomóc.
Но старому королю этого казалось мало: очень он был добрый! И вот стал он думать, как бы приохотить Петра к работе на заброшенном поле да тут-то ему и помочь.
Wracał jednego wieczora Skrobek do domu, a miesiąc świecił przecudnie. Spojrzy chłop, a całe owo uroczysko w srebrnym blasku stoi, właśnie jak kiedy żyto dojrzeje, a za cichym wiatrem pełne kłosy gnie… Zamigotało to Skrobkowi w oczach tak nagle i tak czarodziejsko, że cisnął uzdeczkę szkapie swej na szyję i na pólko biegł, oczom własnym niewierzący, z bijącym sercem i z taką nadzieją, jakby tam naprawdę żyto był siał, a teraz, ot, wczesnego doczekał się plonu. Aż gdy przybiegł, zobaczył, że to tylko mietlica owa srebrzysta w promieniach miesięcznych świeci.
Однажды лунным вечером возвращался Пётр домой. Взглянул нечаянно на своё поле, а оно серебрится под луной, будто спелая рожь, когда ветерок её чуть колышет… Поражённый этим сказочным зрелищем, Пётр бросил вожжи на спину лошади и, не веря своим глазам, побежал на поле. Сердце у него колотилось и сладко замирало, будто он и вправду посеял рожь и вот дождался раннего урожая. Прибежал, смотрит, а это метлица серебрится, залитая лунным сиянием…
Zwiesił chłop głowę, postał smutnie, podumał, westchnął ciężko i do wózka wrócił.
Опечалился мужик, голову повесил, постоял и, тяжело вздохнув, побрёл назад к лошади.
Ale mu to uroczysko jakoby w srebrze plonu żytniego stojące z oczu nie mogło zejść. I nocą śnił o nim.
Но заброшенное поле, серебрящееся, как спелая рожь, всё стояло у него перед глазами. Он и во сне его видел.
Niedługo potem idzie Skrobek rankiem do boru, bo mu się dyszel złamał i trzeba było osikę wybrać na nowy; wtem go z nagła blask wielki uderzy. Spojrzy, a to pólko owo złotem żywym się pali, właśnie jak kiedy pszenica dojrzała, złocista, pod kosą się ugina, ciężka od białego ziarna!
Вскоре после того пошёл Пётр как-то утром в лес – осинку срубить на оглоблю. Вдруг засверкало что-то вдали. Смотрит, а это поле червонным золотом горит, будто спелая пшеница стоит, тяжёлые колосья клонит, сама под косу просится!
Zdumiał chłop, stanął, patrzy, ciarki po nim przeszły! Reta! Toć nie co, tylko pszenica!
Остановился крестьянин как вкопанный, а у самого мурашки по спине. Да ведь это пшеница!
Skoczy bliżej, pojrzy, a to słońce poranne tak maluje pólko owo złotem.
Подбежал поближе – нет, это утреннее солнышко позолотило поле.
Postał chłop, podumał, załamał ręce, aż mu w kościach trzasło, i wzdychając, do domu powrócił.
Задумался Пётр, постоял, сжал кулаки так, что пальцы хрустнули, и, вздохнув, поплёлся домой.
Ale uroczysko owo złotem pszenicznych błyskające kłosów, nie tylko mu się śniło; gdzie poszedł, gdzie siadł, gdzie stanął, na jawie teraz je widział i rozmyślał o nim.
С тех пор золотое пшеничное поле не только снилось ему по ночам, но и днём из головы не выходило. Куда бы он ни шёл, где бы ни стоял, ни сидел, всюду одно ему мерещилось.
— A co? — mówił sam do siebie — A może by się tam i pszenica rodziła? Kto to wie? Może by się rodziła? Ziemia tam mocna musi być! Wypoczęta od setnych lat! Z dziada pradziada nikt tam nie siewał i nie żął… Uroczysko, taj i uroczysko! A kto może wiedzieć?
«А что? – рассуждал он сам с собой. – Почём знать, может, и вправду на нём пшеница бы уродилась. Земля там должна быть хорошая! Отдохнула за сотни лет. С прадедовских времён никто не пахал, не сеял. Почём знать?…»
Zamyślał się teraz ubogi Skrobek i całymi godzinami dokoła pólka tego błądził, licząc, obliczając, jaką by to pracę podjąć było potrzeba, żeby z tego nieużytku orną ziemię dobyć.
И Пётр целыми часами бродил в раздумье вокруг поля, прикидывая, что надо сделать, чтобы распахать эту залежь.
— Ciężko, ciężko! — powtarzał półgłosem, patrząc na pnie potężne, głęboko i szeroko rozrosłe, i na dzikie krzaki, na ogromne korzeniska, na wielkie złomy głazów, które się własnym ciężarem w ziemię wbiły.
— Трудно! Трудно! – повторял он вполголоса, глядя на могучие пни с узловатыми корневищами, на кустарник, на огромные валуны, глубоко ушедшие в землю от собственной тяжести.
— Ciężko, ciężko! — wzdychał i odchodził.
— Трудно! Трудно! – вздыхал он и шёл прочь.
Ale zaledwie odszedł, ciągnęło go coś znowu do tego pólka i znowu szedł, i znów patrząc na dzikie chaszcze wzdychał i trząsł głową, szepcząc.
Но только отойдёт – опять его что-то тянет в поле; вернётся Пётр, поглядит на кустарник и вздохнёт тяжело:
— Ciężko, ciężko! Nie na moje siły.
— Трудно! Не осилить мне!
Tak minęło parę tygodni, a chłop aż wychudł i sczerniał od tej wojny, jaką z myślami własnymi prowadził, i ciągnięty do tego kawałka ziemi i odpychany od niego.
Так прошло несколько недель. Бедняга даже похудел, почернел весь от мыслей об этом клочке земли, который и манил его и отталкивал.
Czasami zawzinał się Skrobek i trzy, i cztery dni na uroczysko nie szedł. Ale mu było wtedy, jakby własnej chudoby poniechał.
А иногда рассердится и дня три-четыре нарочно к полю близко не подходит. Но тогда на душе неспокойно, будто лошадь не накормил.
Owszem, żywiej mu jeszcze na oczach stały srebrzyste plony żyta i złote — pszenicy. Prawie że szum kłosów słyszał.
Ничто не помогало: серебристая рожь, золотая пшеница так и стоят перед глазами. Даже шелест колосьев чудится.
— Tfu! — spluwał wtedy — Urok czy co? — I brał się do innej roboty.
— Тьфу! – отплёвывался Пётр. – Околдовали меня, что ли?
И старался прогнать это наваждение работой.
A właśnie wtenczas, na drugim krańcu lasu, nad rzeczką, nieopodal gościńca stanął tartak.
В ту пору на другом конце леса, на берегу реки, как раз построили лесопильню.
Dużo tam drzewa trzeba było zwozić, z którego długie i szerokie bale i deski rznięto. Chętnie się tym Skrobek zajmował, a dzięki poczciwej szkapie swojej, zarobek niezły miał. Już i do garnka, nad pułapem w słomę zakopanego, nieco grosza odłożył.
И Пётр подрядился возить из лесу деревья – их распиливали здесь на широкие, длинные доски и брусья. Лесу требовалось много, и благодаря своей выносливой лошадёнке он неплохо зарабатывал. Даже денег немного отложил в кубышку, спрятанную в соломе под стрехой.
Ale go ten grosz nie tyle cieszył, co gdyby go za swoje zboże dostał.
Но деньги эти его не радовали.
Któż ten grosz zarobił? On i szkapa.
Кто заработал эти деньги? Он да лошадь.
Nuż choroba przyjdzie na niego albo i na konia, co wtedy? On nie wieczny na świecie, a koń jeszcze krócej zwykle żyje niż człowiek. Cóż się po nich obojgu — dzieciakom zostanie? Nędza, i tyle. Gdyby to mieć pola uprawne, o! dopiero byłoby dla drobiazgu dziedzictwo!…
Ну, а если их болезнь какая свалит, тогда что? Человеческий век недолог, а лошадь ещё меньше человека живёт. Что ждёт тогда малолетних ребятишек? Беспросветная нужда. А имей он клочок пахотной земли, можно и умереть спокойно, был бы у ребят кусок хлеба.
Więc wracając wieczorem z ciężkiej w lesie roboty, szedł Skrobek z wolą czy bez woli ku owemu uroczysku i patrzał.
И каждый вечер, возвращаясь домой, Пётр шёл поглядеть на поле, словно его влекла какая-то неведомая сила.
Zacierał na to ręce król stary i dobrą miał nadzieję, iż tą złotą słońca poświatą i tym srebrzystym miesięcznym blaskiem Skrobkowi ów ziemi kawałek do serca wczarował.
А старый король потирал руки, радуясь, что серебристое лунное сияние и золотой солнечный свет помогли ему разбудить у Петра любовь к этому клочку земли.
II
II
Jednego razu przywędrował do Słowiczej Doliny mistrz nad mistrze, sławny muzyk Sarabanda. Jak ten grał, to na okolicę nikt się ani umywał do niego.
Однажды завернул в Соловьиную Долину известный музыкант, маэстро Сарабанда, виртуоз из виртуозов. Во всей округе никто не мог с ним сравниться.
Ani Szulim, co na basach w karczmie co niedziela dudnił, ani Franek, co po weselach ze skrzypeczką chodził; może, może jeden Jasiek owczarek, co fujarkę wierzbową miał i na niej dnie całe wygrywał, może jeden owczarek coś nie coś w to granie Sarabandy utrafiał. Ale nie ze wszystkim.
Ни Шулим, игравший по воскресеньям в корчме на контрабасе, ни Франек, что ходил со скрипкой по свадьбам. Пожалуй, только у пастушонка Ясека, который целыми днями наигрывал на своей ивовой свирели, получалось похоже, да и то не совсем.
Niechaj to nie zadziwia nikogo, że mistrz Sarabanda wyglądał w swoim szarym płaszczu jak zwykły świerszcz polny.
Неважно, что маэстро Сарабанда ходил в простом сером сюртуке и выглядел как обыкновенный кузнечик.
Na takie pozory nie zważa nigdy ten, kto rozum ma, a patrzy, jaka w tym treść i prawda. Otóż prawdą było, że mistrz Sarabanda grał przedziwnie pięknie, a tak roznośnie, tak przejmująco, że go het precz, nie tylko po całym polu słychać było, ale w duszy własnej.
Умный человек не судит по платью, он смотрит глубже и видит суть. А суть была в том, что маэстро играл великолепно – не просто громко, а проникновенно. Музыка его будила эхо не только в поле, но и в душе.
A jako każda muzyka, gdy do wnętrza duszy wpadnie własnymi słowami tam się wypowiada, tak się i tu zdarzyło.
Ведь каждая мелодия находит в душе свой отклик.
Kiedy Szulim na basach w karczmie dudnił, to na milę wyraźnie słychać było, jak z tych basów coś wołało:
Когда Шулим в корчме играл на контрабасе, его басовитые струны, казалось, гудели на версту:
«Pij, chłopie,
Pij, chłopie!
Śmierć idzie,
Dół kopie.
Śmierć idzie
W pokoje,
Coś wypił,
To twoje!…»
Пей, мужик,
Пей, мужик,
Пей, мужик,
Как не пить:
Смерть идёт
Могилу рыть,
Смерть идёт
В твоё жильё.
Пей! Что выпил —
То твоё.
A kiedy znów Franek na skrzypeczkach, idąc przez wieś na wesele, grał, a bębenista na bębnie mu pomagał, to wyraźnie słychać było, jak w tych skrzypkach coś się śmiało na całe gardło, przyśpiewując sobie:
А когда Франек шёл по деревенской улице на свадьбу, его скрипица и вторивший ей бубён заливались смехом и явственно выговаривали:
Dla taneczka, dla ochoty,
Dałbym ci ja dukat złoty,
Dałbym ci ja talar biały,
Żeby skrzypki tęgo grały!
Hu-ha!
Ej, ty praco, twarda praco,
Zmyślili cię, nie wiem, na co,
Zmyślił ciebie dziaduś stary,
Co w taneczku nie miał pary!
Hu-ha!…
Чтоб плясать нам веселее,
Серебра не пожалею,
Мне в монетах мало толку —
Пела б скрипка без умолку!
Гей-га!
Эх, крестьянская работа,
И придумал тебя кто-то!
Знать, придумал дедка старый —
Не нашёл на танец пары!
Гей-га!
I rzucali młodzi, starzy robotę i lecieli skrzypków owych słuchać, a na wesele choć zza węgła patrzeć, kto tańcować nie mógł. Stała tedy robota we wsi, na ręce ludzkie czekając, stała dzień, dwa, trzy dni, a czas cicho szedł, szedł i odchodził, chleb ze wsi z sobą unosząc.
При звуках скрипки все – и стар и млад – бросали работу и бежали послушать да поглазеть хоть издали на свадьбу, коли уж сами не могли пуститься в пляс. Вся работа останавливалась и дожидалась работников день, два, три, а время бежало да бежало, унося из деревни хлеб.
A jak znów Jasiek owczarek grał na fujarce swojej, to się ogromnie smutno robiło w sercach ludzkich, właśnie jakby kto płakał a wyrzekał. Wyraźnie wtedy słychać było:
А заиграет пастушонок Ясек на свирели – и станет на душе тоскливо, словно плач послышится и горькие жалобы:
…Hej, bieda w chacie, bieda,
Hej, zagon chleba nie da,
Hej, szumi wiatr po polu,
Hej, nasiał w nim kąkolu.
Hej, dolaż moja, dola,
Nie będę kosił pola…
Na słonku się położę,
Ta pójdę het, za morze!…
Ой, нужда, в дому нужда,
Хлеб не вырос – вот беда!
Вольный ветер в поле веял —
Лебеду в нём только сеял!
Ой, беда, моя беда!
Вместо хлеба лебеда.
A kiedy tak fujarka Jaśkowa grała, opadały ludziom przy robocie ręce, pług zdawał się ogromnie ciężki, ziemia nieużyta i twarda, kosa tępa i niebiorąca słomy, przy czym tak ubywało ochoty w każdym ręku, jakby się człek najciężej spracował.
Жалуется свирель, и у людей руки опускаются: плуг кажется вдвое тяжелее, земля – неподатливей и твёрже, коса – тупее.
Inaczej mistrz Sarabanda. On tak blisko ziemi siedział, że każdą jej moc i wszelką jej dobroć i słodkość znał i grać, i śpiewać o niej tylko umiał. Czy to rankiem, czy wieczorem, na każdy czas śpiewał o tych polach, o tych łąkach, o tych lasach i strumieniach, a zawsze wprost do duszy.
Другое дело, когда играл Сарабанда. Он всегда сидел близ самой земли и хорошо знал её силу, доброту и щедрость. Только про неё и слагал он песни. Утром и вечером – каждый день и час пел он про поля, луга, леса и ручьи, и песни его лились прямо в душу.
Siadł sobie raz ubogi Skrobek na progu chaty, zadumał się, zatęsknił i duszę mu objęła rzewność i kochanie do tej chatynki biednej, którą po dziadach, pradziadach spadkiem wziął.
Сидел однажды бедняга Пётр на пороге своей лачужки; задумался, затосковал, и вдруг охватила его нежность к убогой мазанке, доставшейся ему от дедов и прадедов.
A właśnie zachodziło słońce.
Заходило солнце.
Powyłaziły Krasnoludki z zakątka swego patrzeć na ów krąg złocisty, na zorze jasne, na liliowość powietrza przejrzystą, a ów muzyk na góreczce siadł i w ten zachód się zapatrzywszy, śpiewać i grać zaczął.
Гномики вылезли из-под корней полюбоваться золотым диском, вечерней зарёй, прозрачными лиловыми далями, а Сарабанда, присев на пригорок, запел и заиграл, глядя на закат.
Słucha Skrobek, brzęczy coś w powietrzu jak gęśliki srebrne, a z brzęku tego idą słowa tak ciche, jakby je samo serce szeptało w piersi, jakby sama dusza…
Слушает Пётр – звенит что-то в воздухе, как серебряные гусельки, и в этом звоне слышатся тихие слова, будто само сердце, сама душа шепчет.
Zadziwił się chłop, słucha, a tu ów głos cichy zrazu, coraz głośniejszy się staje, coraz szerszy, coraz przenikliwszy, aż rozbrzmiała jak organ pieśń na pola, na lasy, aż objęła rzeki, łąki i strumienie, aż zaszumiała liściem grusz polnych i dębów borowych, i szeptem traw łężnych, i tą ogromną muzyką, jaka w cichości wieczorowej gra. I uderzyła pieśń potężna, jakby ją chór milionowy z piersi dobył, a pod niebo słał, i jakby milion serc w niej dźwięczało i biło:
Удивился он, слушает, а песня, поначалу тихая, ширится, растёт, льётся всё свободней; вот она, как орган, загремела в полях, в лесах, поплыла над лугами, реками, ручьями. Зашелестели дикие груши у дорог, зашумели дубы в рощах, зашептались лесные травы; зазвенела вся необъятная вечерняя тишина. И могучая песнь взмыла к небу:
…Oj ziemio, ty ziemio, sieroto,
Jest w tobie i srebro i złoto,
Jest w tobie dla wszystkich dość chleba,
Tylko cię miłować potrzeba!
Ой, земля-сирота, ой, земля ты,
Серебра в тебе много и злата,
Добрым хлебом на всех ты богата,
Только надо любить тебя свято.
…Oj ziemio, ty matko rodzona,
Przytulasz ty wszystkich do łona,
Oj, dajesz ty życiu swe siły,
A kwiecie rozkwiecasz z mogiły!
Ой, земля ты, земелька родная,
Всем дары раздаёшь, не считая,
Всех поишь ты великою силой,
Подымаешь цветы над могилой.
Oj ziemio, ty ziemio kochana,
Nie byłaś ty pługiem orana!
Nie byłaś zroszona ty potem,
Ni ziarnem obsiana tym złotem!
Не была ещё плугом ты взрыта,
Не была ещё потом полита,
Не слыхала ты доброго слова,
Не видала зёрна золотого!
Słuchał tej pieśni chłop Skrobek i poczuł w sobie nagle moc taką, jakiej nigdy przedtem nie miał. I taką gorącość duszną do tego kawałka ziemi poczuł, jakiej nigdy nie miał. Zdawało mu się, że sto ramion i sto rąk ma do karczunku, do orki, do wszelkiej ciężkiej pracy, i roztajało mu serce w ogromnym kochaniu do tej opuszczonej schedy swojej i do ubogiego dziedzictwa swojego.
Слушал, слушал Пётр и вдруг ощутил в себе силу небывалую. Словно у него не две руки, а сто выросло и все хотят пахать, корчевать, работать без устали. А сердце переполнилось великой любовью к этой бедной, заброшенной земле.
Wstał z progu, spojrzał na świat przenikliwym, mocnym wzrokiem, wyciągnął ręce przed siebie, ścisnął pięście i zaszeptał:
Встал Пётр, посмотрел вокруг, протянул руки, сжал кулаки и прошептал:
— Hej, ziemio, ziemio! Hej, praco, praco! Wezmę ja się z tobą za bary. Albo ty mnie zmożesz, albo też ja ciebie!… Tak mi dopomóż Bóg!
— Гей ты, земля! Гей, работа! Давай-ка померимся силами. Посмотрим, кто кого!…
Modraczek i jego uczeń
Глава седьмая. Василёк и его ученик
I
I
Ale Półpanek znieść nie mógł powodzenia mistrza Sarabandy. Jak był zielony zawsze, tak jeszcze w dwójnasób zzieleniał teraz z zazdrości.
Успехи маэстро Сарабанды не давали Вродебарину покоя. Зелёный от рождения, он теперь ещё больше позеленел от злости.
— Jak to! — mówił — Jakiś przybłęda, jakiś świerszcz wędrowny będzie się popisywał w krainie, w której wszystkie oklaski mnie się należą z prawa?! Odkądże to wolno pierwszemu lepszemu włóczędze tumanić słuchaczy i jakimś tam skwierczeniem psuć im gust do mojej muzyki? To jest wprost oburzające!
— Как! – возмущался он. – Какой-то проходимец, бродячий музыкант будет срывать здесь аплодисменты, отнимая у меня заслуженную славу?! С каких это пор первому встречному разрешается портить своим стрекотом вкус публики и отбивать у неё охоту к серьёзной музыке? Нет, это просто возмутительно!
— Panie! — rzecze nagle, zwróciwszy się do słuchającego tych wyrzekań Modraczka. — Zmiłuj się, wydobądź mi koniecznie te nuty, z których Sarabanda grał, a zobaczysz, że go prześcignę, że go zakasuję! Tej samej pieśni tak się wyuczę, że dopiero pozna świat, co to jakiś marny Sarabanda, a co Półpanek. Zmiłuj się, kochany panie! Dopomóż mi w tym, proszę!
— Будь другом, – неожиданно обратился он к Васильку, свидетелю его благородного негодования, – выручи: достань, ради бога, ноты, по которым играет Сарабанда, и ты увидишь, что я превзойду его! Я разучу ту же самую песню, и весь мир убедится, какая разница между этим жалким шарлатаном и мной, Вродебарином! Помоги, дружище, сделай милость!
Skoczył Modraczek, który niezmiernie uczynny był, za odchodzącym z czarodziejską skrzypką świerszczem i uchwyciwszy go za połę brunatnego płaszcza, zaczął błagać o nuty tej przecudnej pieśni, której echa drżały jeszcze naokół w polnych ziołach i zroszonych trawach.
Услужливый Василёк кинулся вдогонку за кузнечиком, уносившим свою волшебную скрипку, и, ухватив его за полу серого сюртука, стал выпрашивать ноты чудесной песни, отзвуки которой ещё дрожали в росистой траве и цветах.
— Mamy u siebie bardzo zdolną żabę — mówił Modraczek — i pragnęlibyśmy uczynić z niej nadwornego muzyka Jego Królewskiej Mości, miłościwego pana naszego. Król jegomość w podeszłych już latach będąc, podlega różnym tęsknotom i smutkom, a taki wyborny muzyk rozrywałby go w onej melancholii.
— У нас тут есть одна очень способная лягушка, – сказал Василёк, – и мы хотели бы сделать из неё придворного музыканта его величества. Король наш уже в преклонных летах и последнее время тоскует, грустит, а хорошая музыка помогла бы рассеять его хандру.
— Owszem, bardzo chętnie użyczę! — odrzekł Sarabanda. — Oto nuty owe, proszę, bardzo proszę… Wszakże nie cała pieśń w tych nutach jest. Resztę, czego tam brak, z duszy śpiewać trzeba. O, nie sprawia to żadnej trudności! Dosyć jest spojrzeć na łunę zachodniej zorzy, dość poczuć zapach pól i łąk, dość zasłuchać się w ten wielki chór, jaki cisza polna gra… Łatwo, bardzo łatwo! Oto nuty. Proszę, proszę bardzo… Bardzo mi przyjemnie. Sługa uniżony!
— Конечно, с большим удовольствием! – ответил Сарабанда. – Вот ноты, возьмите, пожалуйста… Только здесь не вся песня. То, чего здесь не хватает, надо спеть самому. О, это совсем не трудно! Только взглянуть на угасающий закат, вдохнуть аромат полей и лугов, прислушаться к величественной музыке затихших полей… Это очень просто! Вот ноты, пожалуйста!… Не стоит благодарности… Моё почтение!
I odszedł wielki muzyk szybkim krokiem, zostawiwszy Modraczka z nutami w ręku i ze zdumieniem w sercu, iż ten mistrz nad mistrze tak prosty był, tak uczynny, a przy tym taki nieśmiały, niewymowny, taki niezgrabny nawet.
И знаменитый музыкант удалился большими шагами, оставив Василька в недоумении: такая знаменитость – и такой простой, робкий, неловкий, даже говорить стесняется!
— No! — pomyślał sobie — Półpanek rację ma! Jeśli z tego szaraczka taki sławny muzyk jest, to cóż dopiero będzie z naszego Półpanka, którego przecież i wzrost, i osoba, i cała prezencja wcale co innego.
«Ну, – подумал Василёк, – прав Вродебарин! Если такой серячок сумел прославиться, то наш Вродебарин с его ростом, фигурой, осанкой далеко пойдёт!»
I wracał prędko z nutami do Słowiczej Doliny, gdzie go oczekiwał Półpanek.
И поспешил с нотами в Соловьиную Долину, где поджидал его Вродебарин.
Maj się już kończył i gorąco było na świecie, kiedy nasz zielony grajek rozpoczął koncerty. Obrał sobie miejsce w cieniu jednego grzyba, nad samym brzegiem strugi, i tu siedząc jak pod parasolem ćwiczył się co dzień w śpiewaniu. Że jednak zawsze takt gubił, musiał mu zgrzany od srogiego upału i ociekający potem Modraczek wybijać go pałeczką wyłamaną z trzciny.
Май был уже на исходе, и солнышко припекало, когда наш зелёный музыкант начал свои репетиции. Он выбрал местечко в тени у ручья, под шляпкой росшей там поганки, и, сидя под ней, как под зонтиком, каждый день упражнялся в пении. Но Вродебарин то и дело сбивался, и изнывавшему от жары, потному Васильку приходилось тростинкой отбивать ему такт.
Co to był przy takiej lekcji za wrzask, jaki skrzek, jakie fałszywe dzikie tony, tego opisać nie sposób!
Какие вопли, какое верещанье раздавалось на этих репетициях, как немилосердно фальшивил и врал Вродебарин, описать невозможно.
Żaba darła się jak opętana, Modraczek walił swoją trzciną tak, jakby ze trzy baby u strugi kijankami prały, a żuki, muchy, komary, wróble nawet, wszystko to uciekało z piskiem, z brzękiem, z trzepotem, żeby tylko jak najdalej uszy unieść od tego nieszczęsnego grzyba, pod którym Półpanek śpiewał.
Лягушка квакала, надрывая глотку, Василёк изо всей силы колотил своей палочкой – можно было подумать, что на берегу ручья бабы бьют бельё вальками. Мухи, жуки, комары, даже воробьи с испуганным жужжанием, писком, чириканьем улетали подальше от злополучной поганки, под которой пел Вродебарин.
Ale nie wszystko uciec mogło. Tuż przy samym brzegu strugi mieszkały lilie wodne, którym nie wolno było opuszczać swego chłodnego, błękitnego domu. Nie mogąc tedy żadną miarą usunąć się od owego wrzasku, wychylały swoje białe kielichy, prosząc na wszystko choć o chwileczkę spokoju, choć o odrobinę ciszy.
Но не все могли убежать. В ручье возле самого берега жили кувшинки, никогда не покидавшие своих прохладных голубых покоев. Не зная, как избавиться от адского шума, они высовывали из воды свои белые венчики и умоляли музыкантов хоть немного помолчать.
— Przepraszamy najmocniej panów dobrodziejów! — mówiły słodkim i uprzejmym głosem. — Ale od czasu, jak panowie dobrodzieje poświęcają się muzyce, żyjemy tu w ciągłej trwodze, w ciągłym niepokoju, ot, jakby we młynie. Nie chcemy panom dobrodziejom najmniejszej przykrości wyrządzić, ale niepodobna się nam ani rankiem modlić do wschodzącej jutrzenki, ani słyszeć, jak konwalie na wieczorny pacierz dzwonią w tamtym gaju. Zupełnie się u nas wszelki porządek pomieszał…
— Простите, пожалуйста, господа, – вкрадчиво и любезно говорили они. – Мы не хотим вас обидеть, но, с тех пор как вы изволите заниматься музыкой, мы живём в вечной тревоге, в вечном беспокойстве, как на мельнице. Нельзя ни полюбоваться утренней зарёй, ни послушать, как ландыши звенят под вечер в соседнем лесу. У нас всё пошло кувырком…
Panowie dobrodzieje zapewne wiedzą, że tkamy w krosnach nici srebrne na zasłony dla nowicjuszek zamkniętych w zieleni pączków; otóż nawet nici w krosnach pękają nam od tego nieznośnego hałasu, jaki się panom dobrodziejom podoba tu przed samą furtą naszą czynić! Próbowałyśmy już nawet głębiej w wodę iść, aby tam nieco zażyć ciszy i spokoju; ale bez słońca nie sposób nam żyć. Niechaj więc prośba nasza panów dobrodziejów nie uraża! My uznajemy tak wielki talent pana w zielonym garniturze, jako też i siłę, bardzo wielką siłę pana w garniturze niebieskim! Ale tak jak jest, nie sposób nam wytrzymać! Nerwy nasze zbyt cierpią na tym.
Вы, конечно, знаете, господа, что мы ткём серебряные покрывала для наших младших сестёр, запертых в зелёных бутонах. И у нас даже нити рвутся на пяльцах от несносного шума, который вы поднимаете у наших ворот. Мы уже пробовали уйти поглубже под воду, чтобы отдохнуть в тишине и покое, но мы не можем жить без солнца. Не прогневайтесь, господа, на нашу просьбу. Мы отдаём должное огромному таланту господина в зелёном костюме и огромной силе господина в васильковом, но у нас просто сил нет терпеть, наши нервы не выдерживают!
Tu dygnęły, jakby kto świeczkę maczał i ukryły się skromnie pod wielkie okrągłe liście, które im za woale służą.
Они разом присели, точно их за ниточку дёрнули, и каждая спрятала лицо под большим овальным листом, словно под вуалью.
Ale trzciny i tataraki nie były tak uprzejme. Te od razu zaczęły w pałki swoje tłuc i w miecze długie trzaskać.
Но тростник и сабельник были не так любезны. Они сразу застучали палками, забряцали саблями.
— Któż to tam tak wrzeszczy? — wołały — Jakby go ze skóry darto? A nie będziesz ty cicho krzykaczu? Czy nie widzisz, że nas tu całe wojsko stoi, a takiego piekielnego rejwachu nie robi, jak wy jeden z drugim! A pałką go! A nuż szablą po nim!
— Кто это там верещит, словно с него живьём шкуру сдирают? – закричали они. – А ну замолчи сейчас же, крикун! Нас небось целое войско стоит, а такого адского шума мы не подымаем! Огрейте-ка его палкой! Полосните саблей!
— Hej, pachołki! Zaszumieć tam w złote szałamaje! Niech pozna wrzaskun ten, co to jest prawdziwa muzyka! Hej grajcie litaury, grajcie, surmy nasze!…
— Эй, трубачи, трубите в золотые трубы! Пусть узнает этот горлопан, что такое настоящая музыка! Бейте в литавры!… Играйте в зурны!…
I giął się oczeret z szerokim, głośnym poświstem, szumiały trzciny, brząkały tataraki w szerokie szablice, a wiatr, wpadłszy między nie, dziwną muzykę na srebrnych szałamajach czyniąc, taką pogróżkę śpiewał:
И камыш зашелестел с громким, пронзительным свистом, тростник зашумел, сабельник забряцал листьями, а налетевший ветер заиграл на золотых трубах странную мелодию и грозно запел:
…Hej, milczkiem, a chyłkiem,
A ciszkiem, a cisz…
W zasadzce tu stoim,
A hasło czy wiesz?
Ш-ш… Тайком, да молчком,
Да тишком… ш-ш-ш…
На границе с ручьём…
Кто идёт? Молчишь… ш-ш-ш?
W zasadzce tu stoim,
Wzniesiony nasz miecz,
Kto idzie? Daj hasło!
A nie wiesz — to precz!
На границе с ручьём
День и ночь… ш-ш-ш…
С острой саблей, с мечом…
Стой! Пароль? Молчишь… ш-ш-ш?
С острой саблей, с мечом…
Ш-ш-ш … День и ночь…
Всё в засаде мы ждём —
Стой! Пароль? Прочь!…
Dziwaczna ta, podobna do cygańskiej muzyka, zrazu cicha, potem rosnąca w moc i potężniejsza coraz, chwilę trzęsła jak grzmot oczeretem, po czym znów cichnąc i milknąc rozwiewała się, jakby jej nie było.
Эта странная, дикая музыка, сначала еле слышная, становилась всё грозней и громче. Вот она, как гром, потрясла камыш и опять замерла, стихла, словно её и не бывало.
Ale opętany zazdrością i pychą Półpanek nie zważał ani na groźby buńczucznych trzcin i tataraków, ani na pokorne prośby białych lilii wodnych. Owszem, im głośniejsze były i groźby, i prośby, tym on zapalczywiej krzyczał, aby je zagłuszyć, tak, że mu się gardło wydęło jak najtęższy pęcherz.
Но Вродебарин, ослеплённый гордостью и завистью, не обращал внимания ни на воинственные угрозы тростника и сабельника, ни на почтительные просьбы кувшинок. Наоборот, чем громче становились просьбы и угрозы, тем яростней он квакал, стараясь их заглушить и раздуваясь от натуги, как пузырь.
— Dla Boga! — wołał przerażony Modraczek — Folguj waćpan nieco w twym śpiewie, bo mi się tu jeszcze w oczach rozpukniesz!
— Батюшки! – испугался Василёк. – Ты потише немного, а то ещё лопнешь!
Ledwie to rzekł… krrach! Skóra, napięta jak na bębnie trzasła, a Półpanek, jak siedział, tak padł, raz tylko zipnąwszy.
Но только он это сказал – пок! – кожа, натянутая, как барабан, лопнула, и Вродебарин без звука повалился на землю.
II
II
Południe było znojne, gorące. Kosiarze dosiekali łąki. Długi ich rząd posuwał się równo, równo wyciągały się grzbiety i ramiona w lnianych, błyszczących w słońcu koszulach, równo szły jasne kosy w trawę tuż przy ziemi. Na miedzy, pod gruszą stały już dwojaki gliniane, złocąc się ziemniakami i bielejąc mlekiem. Dzieci, które je z chat przyniosły, bawiły się w „zgadanego”, usiadłszy kupką całą na górce, w modrych spódniczynach, w czerwonych spencerkach, właśnie jak ostróżki i maczki.
Полдень был знойный, жаркий. Косари докашивали луг. Равномерно двигался их длинный ряд, равномерно ходили спины и руки в ярко белевших на солнце холщовых рубашках; равномерно врезались блестящие косы в траву, подсекая её у самой земли. На меже под грушей в связанных попарно глиняных горшках желтела картошка и белела простокваша. Ребятишки, притащившие обед, играли в «гаданюшки», усевшись в кружок на пригорке. В своих синих юбчонках и красных рубашонках они казались издали венком из васильков и маков.
Wtem patrzą, a tu spod gaju toczy się człeczek maluśki i prosto do dwojaków idzie.
Вдруг видят – из лесу вперевалку идёт маленький человечек. Вышел – и прямо к горшкам.
Krężołek to był, paź króla jegomości Błystka, który, dla zbytniej swej tuszy upału ścierpieć nie mogąc, wziął łyżkę i miskę i szedł do kosiarzy, żeby tam kwaśnego mleka pojeść i nieco się orzeźwić.
Это был Колобок, королевский паж: толстяк плохо переносил жару и вот, решив немного освежиться, взял ложку и миску и отправился на покос поесть холодной простокваши.
Struchlały dzieci, patrzą, a ów sobie do pierwszych z brzegu dwojaków sięga, złotą łyżeczką mleka nabiera, na złotą miseczkę kładzie. Już pełno miał prawie i właśnie po wrębach podśmietanie zgarniał, kiedy wtem buchnął w powietrze przejmujący krzyk wielu cienkich głosków:
Испугались дети, смотрят, а он протянул золотую ложечку к крайнему горшку и накладывает себе простокваши в золотую мисочку. Миска была уже почти полна, и он соскребал со стенок горшка сметану, как вдруг раздался горестный вопль множества тоненьких голосков:
— Nasz muzykant nie żyje!
— Наш музыкант умер!
Posłyszał krzyk ten Krężołek, łyżkę i miskę upuścił w trawę i jak stał, tak się pędem do gaju biec puścił. Teraz dopiero zobaczyły dzieci jego czerwony kaptur, jak za nim z tyłu wiewał.
Услышав этот вопль, Колобок уронил ложку и миску в траву и со всех ног бросился к лесу. Тут-то и увидели ребятишки красный колпачок, развевавшийся у него за спиной.
— Krasnoludek! Krasnoludek! — wrzasnęły wszystkie razem i jak wróble spłoszone porwały się, do wsi z krzykiem lecąc, podczas gdy złote naczyńka owe, które Krężołek w trawę cisnął, potoczyły się w krzak głogu i tam zostały.
— Гномик! Гномик! – крикнули они в один голос и, как стайка вспугнутых воробьёв, понеслись в деревню. А золотая мисочка и ложечка, которые Колобок бросил в траву, закатились под куст шиповника да так и остались там лежать.
Straszne było zamieszanie w Słowiczej Dolinie, kiedy do niej dopadł Krężołek.
Когда Колобок прибежал в Соловьиную Долину, там царил страшный переполох.
Рэклама